Hej, Dziewczyny
Postanowiłam iść za ciosem i jeszcze raz zająć się
kosmetykiem w perełkach.
Wczoraj pisałam o kuleczkach z Avonu, dzisiaj w
roli głównej perełki z Oriflame.
Bardzo stare opakowanie, Oriflame już dawno go
zastąpiło nowym, złotym a u mnie i z nostalgicznych i praktycznych powodów
wciąż trwa jeszcze ta kosmetyczna legenda.
Pamiętam, jak kupowałam pierwsze pudełeczko, były to chyba jedyne perełki
dostępne na naszym rynku, od razu doskonałej jakości i tak odstające od innych
pudrów, że aż zapisałam się do klubu Oriflame i rozprowadziłam wśród koleżanek
niezłe ilości tego kosmetyku.
Trochę mi wstyd, że prezentuję Wam takie ogryzki
ale z drugiej strony pokazuje to, że pomimo, iż mam kilka innych bronzerów i
sporo klasycznych róży w kamieniu i przeróżnych pudrów, te maleństwa są ze mną
dalej i wciąż są dla mnie niezastąpione i genialne w swojej
jakości.
Świetnie spisują się wtedy, gdy chcę by mój makijaż
był stonowany, delikatny i jak najbardziej naturalny ale skóra sprawiała wrażenie osmaganej słońcem.
Bardzo ładnie rozświetla i opalizuje, sprawdza się
do modelowania kształtu twarzy, jako subtelny róż i w ogóle jako wykończenie
makijażu, bo efekt daje nieziemsko korzystny.
Na pewno też macie takie swoje, ponadczasowe,
kosmetyczne miłości, legendarne już i budzące miłe wspomnienia, pachnące,
malujące albo pielęgnujące pyszności.
Ciekawa jestem Waszych wiecznych
faworytów.
Czasem fajna jest taka nostalgiczna podróż.
Teraz dobra kawa i chwila na sztukę.
Kolejne zaproszenie do mojej Bardzo Kobiecej Galerii.
Dzisiaj biało - czarne fotografie szwajcarskiego artysty, Patrizia Di
Renzo, zapraszam Was serdecznie.
Pozdrawiam
Margaretka